Zamawiam nasienie

Głos mają hodowcy – wywiad z Krzysztofem Likiem

Ósmy wywiad naszego cyklu to jeszcze więcej informacji na temat pracy hodowców.

1. Dlaczego właśnie konie? Urodziłem się w Łodzi, pierwsze lata swojego życia spędziłem na śródmieściu wśród starych kamienic, potem przenieśliśmy się na blokowisko na Bałutach. Pochodzę z rodziny, która nie ma nic wspólnego z końmi, tata inżynier, mama urzędniczka. Pomimo tego już jak miałem 1,5 roku i zacząłem się pomału odzywać do najbliższych, kazałem wszystkim wkoło malować konie, lepić je z plasteliny, później zbierałem ich figurki. Gdy poszedłem do pierwszej klasy, w książce od środowiska znajdowała się ilustracja przedstawiająca zwierzęta gospodarskie, był na niej przecudny ciemnosiwy koń, tę stronę przechowywałem jak relikwię, od tamtej pory marzyłem sobie, że kiedyś będę posiadać takowe cudo.   2. Jakie były pierwsze Pana kontakty z końmi? Dziadkowie, do których zacząłem jeździć na wakacje, mieli małe gospodarstwo rolne w Uniejowie, a w nim 2 krowy, świnie, drób i konia o imieniu Gniady, którym mój dziadek pracował w polu. Czasem, gdy wracał po pracy, mogłem na niego wsiąść. Jak dziadek szedł karmić zwierzęta asystowałem zawsze przy tym, najbardziej lubiłem karmienie konia i kur. Konie mieli też sąsiedzi, praktycznie w każdym gospodarstwie stał koń roboczy albo 2, jeśli ktoś miał większe gospodarstwo. Ponieważ na przełomie lat 80/90 w ciągu kilku lat poznikały prawie wszystkie konie z ulicy Sienkiewicza w Uniejowie, wymogłem na rodzicach, żeby zapisali mnie na „jakieś konie” w Łodzi i tak w wieku 15 czy 16 lat trafiłem na pierwszą lonżę do Łódzkiego Klubu Jeździeckiego. Było to wtedy miejsce absolutnie magiczne. W stajniach folwarcznych dawnego majątku Heinzla stały głównie walewickie angloaraby oraz widzowskie i kozienickie folbluty, były też pierwsze „Niemce od Bergera”. Na zawodach można było porozmawiać z ułanami pamiętającymi wrzesień 39, a byli i tacy, co pamiętali wojnę polsko bolszewicką!!! Na hubertusach piło się zdrowie konia i śpiewało żurawiejki. Pod względem wyników sportowych był to klub nr 1 w Polsce w rankingu PZJ, dzięki wynikom Stanisława Marchwickiego i Aleksandry Słuszniak. Przeszedłem wszystkie szczeble w hierarchii od bycia „stonką” w szkółce, poprzez grupę, która jeździła w tereny na „mariankę”, następnie spotkał mnie zaszczyt wyjazdów na zawody, gdzie pełniłem zaszczytną funkcje luzaka i wreszcie po latach terminowania przeniosłem się do sekcji sportowej.   3. Kiedy i jak zaczęła się Pana hodowla? Postanowiłem wreszcie zacząć się rozglądać się za własnym koniem. Jeździliśmy z wujkiem Janem Palką z Uniejowa po hodowcach i handlarzach z okolic przez 1,5 roku, ale nic mi nie odpowiadało. Wujek wreszcie stwierdził, że ostatnia nadzieją jest wizyta u Piotra Baszkowskiego w Turku, który miał świetną matkę zakupioną w Pępowie i może od niej uchował coś dobrego. Podjechaliśmy tam i gospodarz pokazał mi roczniaka, który miał wedle niego być jak poezja - piękny, szlachetny, o doskonałym ruchu i kosmicznym, jak na owe czasy, rodowodzie... Koń nie był na sprzedaż, ale spodobał mi się na tyle, że postanowiłem go odwiedzać. Wkrótce jednak właściciel miał wypadek i został zmuszony do wyprzedania stada. Zapytałem ponownie o jego sprzedaż i usłyszałem taką odpowiedz. „Koło tego konia kreci się mnóstwo ludzi, ale sprzedam go Tobie oczywiście pod pewnymi warunkami”. Spytałem o cenę. „Wiesz ile ten koń mnie kosztował? Matka z Pępowa, ojciec czołowy z Posadowa, pierwsza inseminacja na naszym terenie przez lekarza z Walewic. Chce tylko zwrot kosztów z 6.000 będzie”. Poprosiłem o upust studencki zgodził się na 1/3 i zostało na liczniku 4.000 pln. Właściciel dał mi miesiąc na uzbieranie gotówki, ja poprosiłem o 2 albo 3, ostatecznie dostałem czas do 30 maja. Żeby uzbierać taką kasę zatrudniłem się jako pisanka i jajko niespodzianka w markecie king-kros przy świętach wielkanocnych, następnie zostałem rachmistrzem spisowym przy okazji przedakcesyjnego spisu powszechnego, gdzie do spisu dostałem dwa okręgi tzw. „patologii” na starych Bałutach, a brakujące 400 złotych zostały zabrane z pieniędzy od babci na pierwszy garnitur. I tak oto 1 czerwca 2002 roku kupiłem sobie piękną jak marzenie, ciemnosiwą, roczną klaczkę o brazylijskim imieniu Bossa Nova…Pół roku później zajechał do wujka, gdzie stała wtedy Bossa Nova, facet w skórze i amerykańskich okularach nowiutkim stuningowanym golfem i stwierdził, że da mi za tego konia 30.000pln w gotówce już teraz. Gdy odmówiłem powiedział, żebym się dobrze zastanowił, bo to wartość połowy mieszkania. Spytałem, po co mu ta kobyła? „Do hodowli koni sportowych” - odparł. Odrzekłem, że marzenia nie są na sprzedaż i odmówiłem. Ponieważ dodatkowo facet wygadywał straszne bzdety o hodowli, żeby nie powiedzieć debilizmy, stwierdziłem, że jakbym się wziął za to na poważnie, to pewnie zrobiłbym to lepiej od niego. Miesiąc później zapisałem się do TKHK (Terenowe Koło Hodowców Koni) w Łodzi. 4. Które i dlaczego utkwiły Pani w pamięci i dlaczego? Mówi się, ze spotkanie z człowiekiem może odmienić życie. W moim przypadku było to spotkanie z ze zwierzęciem, a konkretnie z koniem. Kupno klaczy Bossa Nova kompletnie odmieniło moje życie i spowodowało, że z uczelnianego gryzipiórka, zostałem zawodowym koniarzem . Sama Bossa Nova jako koń wygrała wszystkie wystawy hodowlane - najpierw regionalne, później ogólnopolskie. Jest obecnie jedynym znanym mi przypadkiem klaczy matki w Polsce, która dała konia klasy Grand Prix w skokach i ujeżdżeniu. Następnie wystawy zaczęło wygrywać jej potomstwo, potem pojawiły się sukcesy sportowe i sprzedażowe jej potomków. Te z kolei zaprowadziły mnie na stanowisko kierownika KJ Zbyszko. Potem pojawiła się praca w zarządach w OZHK, OZJ I PZHK, a co będzie dalej? Zobaczymy...   5. Z których jest Pan najbardziej dumny? Najbardziej dumny jestem z tych, które odniosły największy sukces w sporcie. Pierwsze źrebię kl. Bossa Nova – klacz Boogie Woogie (po Elf) pod Johnen Hickey (IRL) w latach 2016-2019 zaliczyła 22 wygranych w konkursach 140-150 na 2* i 3* zawodach w krajach skandynawskich i bałtyckich, niestety klacz ta padła w wieku 13 lat na kolkę niedługo potem jak zajęła płatne miejsce w konkursie 155, a więc u progu naprawdę dużej kariery. I oczywiście trzecie źrebię kl.Bossa Nova, wał. Breakdance (ex Bombastic), który pod Aleksandrą Szulc, po wieloletniej plejadzie sukcesów w rożnych kategoriach MPMK- A, wspaniale zaprezentował się w pierwszym roku startów w pełnym Grand Prix zdobywając w tym roku brąz na MPS -A w Białym Lesie. 6. Które przysporzyły najwięcej problemów? Pierwsze i trzecie źrebię Bossa Novy padło przy porodzie, a po czwartym źrebaku dwa lata nie chciała zaskoczyć. Boogie Woogie miała rozpocząć trening jako 3-latka, ale Stasiu Marchwicki nie zdążył wybudować stajni, Bailando miał się sprzedać 4-latkiem po MPMK, ale udało się to zrobić 2 lata później, Bossa Nova Hit miał się sprzedać źrebakiem, a udało się to , gdy miał 2,5 roku. Bebel Gilberto miała być następczynią Bossa Nova, ale nie chce się zaźrebiać tak łatwo jak matka…. Konie generalnie stwarzają problemy, ale jeszcze większe problemy stwarzają ludzie…   7. Największy sukces? Moim największym sukcesem jako managera były osiągnięcia prowadzonych prze ze mnie drużyn. W skokach było to wygranie przez KJ Zbyszko Polskiej Ligi Jeździeckiej w 2016 roku indywidualnie i zespołowo. Był to historyczny sukces. Pierwszy raz udało się pokonać KJ Agrohandel w jakiekolwiek klasyfikacji. Jeśli chodzi o zaprzęgi, było to zdobycie Brązowego Medalu Mistrzostw Świata w 2018 roku w Kronberg przez drużynę Polską, której częścią składową był zawodnik KJ Zbyszko Sebastian Bogacz. W hodowli natomiast, są to niewątpliwie aktualne wyniki w rankingu WBFSH wałacha Breakdance. W ciągu 1 roku startów zgromadził 1253 punkty, co pozwoliło mojej skromnej osobie zając 192 miejsce w rankingu hodowców koni ujeżdzeniowych na świecie, najwyżej z polskich hodowców. Ponadto wynik ten pozwolił awansować PZHK z 40 miejsca na 26, w rankingu ksiąg stadnych.   8. Jakie linie, rodziny ceni Pan sobie najbardziej? Prowadzę tylko jedną rodzinę żeńską wywodzącą się od klaczy Banderilla z Pępowa, bo to z niej wywodzi się Bossa Nova. W hodowli użyłem dotychczas jej 3 córki, z których najlepszą zostawiłem sobie na stałe, dochowałem się też już kilku jej wnuczek, z których 2 posiadam do tej pory. Jeśli chodzi o linie męskie, to nie jestem przywiązany do żadnej, w początkowym okresie korzystałem z polskich ogierów sprawdzonych w sporcie, takich jak Elf, Fred czy Ekwador, 10 lat temu przerzuciłem się na ogiery zagraniczne, ponieważ polskich już nie było… 7 lat temu skorzystałem z oferty Deckstation Schockemöhle, ściągając nasienie ogiera Sandro Hit. Potem nastąpiło utworzenie wspólnej stacji Schockemöhle/Helgstrand i tak trafiłem po ogiery do Stacji Cichoń Stallions, która z tymi stacjami współpracuje.   9. Na jakiego ogiera postawiłby Pan w tym sezonie i dlaczego? Nigdy nie stawiam na określonego ogiera, zdarza się, że jakiś mnie urzeknie, ale rzadko kiedy używam któregokolwiek dłużej niż jeden sezon. Bardziej istotne znaczenie ma dla mnie dobór, tylko przez ten właściwy uzyskuje się widoczny postęp hodowlany. Dobór ogiera do klaczy postrzegam w sposób bardzo staroświecki: przeanalizowanie eksterieru obu rodziców, sprawdzanie indeksów dziedziczenia reproduktora i wreszcie rodowód sprawdzony przynajmniej do 6 pokolenia wstecz, matematycznie rozliczone inbredy, znalezienie tzw. zaczepienia w rodowodzie, wyliczenie ilości folblutów między 4 a 6 pokoleniem, następnie rozliczenie procentowe pełnej i czystej krwi u ojca, matki i ich potomka.   10. Jakich rad udzieliłby Pan początkującym hodowcom? Hodowla nie ma nic wspólnego z lansem, bauncem ani fanem!!! To ciężka praca wymagająca wiedzy, poświecenia, czasu, i dużych nakładów finansowych. Nie jest to też żaden interes, bo nawet jak się wyhoduje coś dobrego, to i tak finalnie najmniej ma zawsze z tego hodowca. Najważniejsze jest to, aby wiedzieć co dokładnie chcemy osiągnąć, potem 20-30 lat i może się uda… Jestem natomiast, absolutnym przeciwnikiem bezmyślnego rozmnażania koni. W tej chwili podwarszawskie stajenki zaczynają zapełniać się taką „hodowlą”… Biorą się za nią Panie, które na co dzień poruszają się w szpileczkach i postanowiły rozmnożyć swoją ukochaną klacz, która jest najczęściej stara, po kontuzji, z trzeszczkami na 3-4, a o wadach charakteru wynikających z rozpieszczenia nie wspomnę… Co taka matka może przekazać następnemu pokoleniu? Biorę od wielu lat udział w rożnego rodzaju czempionatach, premiowaniach, zarówno jako wystawca jak i sędzia i jak czasem widzę co ludzie rozmnażają… to naprawdę nóż w kieszenie się otwiera. Ostatnio widziałem bardzo ciekawy reportaż o rzeźniach końskich w Kanadzie i Meksyku, są dosłownie zapchane przez bezsensownie wyhodowane, nikomu nie potrzebne konie z USA.   11. Co chciałby Pan udoskonalić w swojej hodowli, co jest jeszcze do poprawienia? Jestem na etapie rozdzielenia rodziny kl. Bossa Nova na linie ujeżdżeniowe i skokowe. Jedna z jej córek ze względu na ilość krwi nadawałaby się do produkcji koni do WKKW. Wychodzę też pomału z siwej maści niechętnie widzianej w szczególności przez klientów poszukujących koni ujeżdżeniowych. Mam nadzieję, że na tym co mam i co urodzi się w przyszłości, da się to dalej sensownie prowadzić. 12. Jakie problemy trapią hodowlę w Polsce i w czym widzi Pan rozwiązanie? Od czego by tu zacząć… Na dzień dzisiejszy Polski Związek Hodowców Koni reprezentuje interesy hodowców koni rzeźnych i dotacyjnych i nawet nie jest w stanie zdobyć się na poważną dyskusję odnośnie przyszłości koni szlachetnych w Polsce. Instytut Zootechniki, za miliony z UE głodzi zbieraninę „trupów” w górach próbując je przerobić na „stado mustangów”, a z ludzi, którzy patrzą na to, przecierają oczy ze zdumienia i pukają się w głowę, robi „stado baranów” i chyba na tym polega innowacyjność tego projektu… Strategiczne Spółki Skarbu Państwa odpowiedzialne za hodowle koni, a więc SO i SK powyrzucały prawie wszystkich fachowców, aby znaleźć miejsce dla lokalnych działaczy partyjnych o aparycji buraka i kompetencjach ameby… Kilku ostatnich Ministrów Rolnictwa to konia nie oglądało chyba nawet w westernie… A do tego koni zaczyna bronić (przed nami samymi) wybitny autorytet moralny i intelektualny europosłanka Sylwia Spurek. Przecież to wszystko woła o pomstę do nieba! W tej chwili hodowla koni sportowych w Polsce to kilku wariatów, grupa pasjonatów i 2-3 prywatne inicjatywy, które próbują ułatwić im życie i zagospodarować rodzący się, dynamicznie rozwijający się rynek. Jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji jest zbudowanie nowej marki bazującej na połączeniu istniejących 3-ech ksiąg stadnych sp, wlkp, m, która będzie w stanie przyciągnąć hodowców zapisujących konie do ksiąg zagranicznych, ale nie będziemy w stanie tego zrobić bez koordynacji i wsparcia wspomnianych wyżej instytucji, które odpowiadają za hodowlę koni w Polsce. Gdy kilkanaście lat temu rodziło się u naszych zachodnich sąsiadów DSP CAŁE PRZEDSIĘWZIĘCIE BYŁO KOORDYNOWANE PRZEZ - FEDERALNE MINISTERSTWO ROLNICTWA!!!   13. Jakie problemy napotyka Pan w swojej hodowli? Jako „hodowca z wieżowca” posiadający ziemi tyle co w doniczkach na oknie, zgodnie z obowiązującym prawem nie mam możliwości legalnego nabycia, ani nawet wydzierżawienia (bez kruczków prawnych) kawałka gospodarstwa w celu prowadzenia działalności rolniczej jaką niewątpliwie jest hodowla koni…   14. Do jakiego związku Pan należy i dlaczego? Rejestruje konie w PZHK zapisując je do księgi wielkopolskiej. Dlaczego? Cytując polskiego Poetę: „Wolę Polskie gówno w polu, niźli fiołki w Neapolu.” A tak na poważnie, jeśli zajrzymy do przytaczanych prze ze mnie już kilkakrotnie aktualnych rankingów WBSHF, to w rankingu skokowym na 11 miejscu znajduje się Quel Homme de Hus wyhodowany przez dr Andreasa Kosicki z Haibach (GER), koń ten zdobył 1178 punktów i walnie przyczynił się do zdobycia 3 miejsca przez księgę holsztyńską w światowym rankingu skokowych ksiąg stadnych. Gratulacje dla hodowcy, ale nie ma tam słowa o Polsce. Jeśli ten koń wygrałby Sires of the World w Zangersheide odegrany byłby hymn niemiecki. Wiadomo, że za swoje pieniądze każdy hoduje konie jakie chce i jak chce. Natomiast hodowcy polscy zapisujący urodzone w Polsce konie do zagranicznych ksiąg stadnych muszą sobie zdać sprawę, że niemówienie, o tym, że są to polskie konie jest nieprawdą. Mnie osobiście bliższy jest zamysł ŚP „Wojciecha Fabińskiego”, którego ideą było doprowadzenie do tego, aby polscy zawodnicy wystartowali na olimpiadzie na koniach zapisanych do polskich ksiąg stadnych.   15. Jakie pytanie nie padło, a chciałby Pan na nie odpowiedzieć? Myślę, że i tak powiedziałem za dużo, szczera odpowiedź na parę pytań nowych przyjaciół zapewne mi nie przysporzy, mam tylko nadzieje, że wywiad ten stanie się przyczynkiem do merytorycznej dyskusji o przyszłości hodowli koni sportowych w Polsce. - Bardzo dziękuję za ten wyczerpujący wiele tematów wywiad.
INNE ARTYKUŁY

Jak znaleźć czempiona

czytaj

Hodowcy mają głos, czyli słów kilka
od uczestników wyjazdu
do Verden 2024

czytaj

Baszmir AA – stajenny rodzynek

czytaj
powrót do listy artykułów
Warunki stanówki
Cichoń Stallions
Warunki stanówki
Helgstrand & Schockemöhle
Warunki stanówki partnerów
Adamus & Tyszko & Orea Equestrian